Inicjatywa Społeczna

PAMIĘĆ JASTRZĘBSKA

Jan Piłat

Po doświadczeniach z 1981 r., każdy zdawał sobie sprawę jak to się może skończyć i co się może stać. Zaczęło się na zmianie nocnej ok. godz. 21. Zablokowane zostały szyby  (zaczęły się takie przepychanki z wyższym dozorem). Rozpoczął to Krzysztof Zakrzewski. Później dołączyli inni, Golec, Jarek, zawiązujemy Komitet Strajkowy, wchodzę w jego skład jako, szef wart. Porozstawialiśmy posterunki, żeby zabezpieczyć kopalnię, szyb. Na początku na pewno było nas 3 – 3,5 tys. no ale strajk rozpoczynało 700 ludzi, później dopiero dojeżdżały zmiany I i II. No i przecież część z nocki została a część poszła do domu (później po przemyśleniu co zrobili to albo wracali albo rzeczywiście nie wracali).

Jak to się zaczęło to wydawało się, że ludzi będzie przybywać, tymczasem z dnia na dzień ubywało . Później było takie wzmocnienie jak przyjechały delegacje z innych kopalń, powstaje MKS , no i dochodzili ludzie z rozbitych kopalń. Przyjeżdża do nas wysłannik L. Wałęsy, Bogdan Lis, przyjeżdża Lityńsk, dziennikarka Ela Misiak, Danusia Skorenko.
Na 4-5 dni do końca strajku przybywa Jedynak. Od samego początku kopalnia była otoczona kordonem MO, ZOMO, pojawił się ten helikopter, który nie wiem co miał znaczyć (na pewno jakieś zdjęcia robił) takie psychologiczne działanie. Powiem tak, że odnosiło to skutek, bo ludzi z dnia na dzień było coraz mniej, znikali przeważnie nocami, nawet nie brali swoich ubrań, zostawały na haku, w tych ciuchach roboczych przez działki czy Dubielec. Jeśli chodzi o wyżywienie, no to jakoś przez ten kordon były przepuszczane nasze żony, był też sklepik na kopalni. Był sklepik ale nie było pieniędzy i Danusia Skorenko miała jakąś kasę jakieś zapasy pieniędzy no to na te bułki, kiełbasę, papierosy, było. Chcieli nas wspomóc te związki reżimowe czyli Tadeusz Motowidło, przysłał baniak parówek, no to tego już nie przyjęliśmy, bo było podejrzenie, że mogło być coś dosypane no i te parówki zostały odesłane. Donosiły nam co mogły panie, które gotowały na stołówce i dostawaliśmyteż paczki. Była też taka paczka od rolników z białostockiego, z dużą ilością bimbru, no oczywiście został wylany. Były przecież przypadki, że przychodzili do nas pijani, podstawieni w celu wywołania burd, rozwalenia tego strajku.Te różnego rodzaju prowokacje zaczęły narastać w drugim tygodniu strajku. Najgorsze były te podjazdy, wieczorami jak tłukli w te tarcze podchodzili pod bramę, cofali (pozorowali atak). A my mieliśmy zrobioną „armatę„ – na gwoździe, mieliśmy dostęp do materiałów wybuchowych, no więc było to przygotowane no i oni doskonale o tym wiedzieli (kierował tym K. Zakrzewski). I mieli powiedziane, że jak wejdą przez tą bramę to zostaną naszpikowani tym wszystkim dziadostwem co tam było napchane. My byliśmy potwornie zmęczeni do tego te działania ZOMO te najazdy.
Opuszczali nas koledzy, którzy szli i podpisywali listy wypłacano im pieniądze za dni strajkowe, a my – były przecież przygotowane zaoczne listy do zwolnień no i to, że nas ciągle ubywało. Drugi tydzień się kończył, było coraz gorzej, zmęczenie i strach, wtedy podniosło nas na duchu jak przyprowadziliśmy dwóch młodych księży z kościoła „na górce”, prowadziliśmy ich, kanałami, przez działki, pod elektrociepłownią, tak aby ominąć obstawę. A oni po odprawieniu mszy, nie chcieli wracać tą samą trasą . Wyszli ku ogólnemu zdziwieniu ZOMO-wców, główną bramą. Później dowiedzieliśmy się, że dotarli szczęśliwie do kościoła. Dwa dni przed końcem strajku (31 sierpnia) gdy już jesteśmy sami, nikt już oprócz nas nie strajkuje, ma miejsce taki sfingowany atak, ZOMO, MO – ruszają walą w te tarcze, szum rwetes – wtedy wystarczyło by 5-10 min. i zrobili by z nami co chcieli. Po tym ataku zostało nas ok. 80 ludzi. Oczekujemy na przyjazd Lecha Wałęsy. Przyjeżdża z prałatem Jankowskim i pierwsze jego słowa to, że trzeba to zakończyć (widać było że nie wie co się dzieje, że nie czuje sytuacji) nie porozmawiał z ludźmi – tylko zakończyć, bo okrągły stół bo trwają rozmowy z Kiszczakiem – no i wtedy się zaczęło – TAK! To my ci zaraz pokażemy i niewiele brakowało by był wywieziony na taczce (on chciał ten strajk rozwiązać bez żadnych gwarancji bezpieczeństwa, po prostu – wynocha, a co z wami zrobią to mnie nie obchodzi, bo ja mam okrągły stół). Ludzie byli na tyle zdesperowani (jedni płakali, inni chodzili w kółko, jeden ze strachu tak się schował, że go odnaleźliśmy dopiero na drugi dzień jak wróciliśmy z kościoła) , że mogło dojść do rzeczy nie kontrolowanych. W końcu wywalczyliśmy sobie te gwarancje, dostaliśmy takie pamiątkowe „glejty” podpisane przez Wałęsę …za udział i walkę o godność człowieka. W rocznicę Porozumień Jastrzębskich, 3 września opuszczamy kopalnię i jak w piosence – idziemy ulicami miast, udajemy się do kościoła „na górce”. Tam odbywa się Msza św. Którą odprawia ks. prałat Czernecki. 

Przeprowadził Andrzej Kamiński
 

Jan Piłat