Inicjatywa Społeczna

PAMIĘĆ JASTRZĘBSKA

Euzebiusz Bogdanik

Rozmowa z Euzebiuszem Bogdanikiem, 25 lipiec Jastrzębie

Pomysł wydawania „Ości” narodził się gdzieś około 1983 lub 1984 roku. W 1985 roku na pewno już rozprowadzałem gazetę. Składu redakcji wówczas nie z nałem, było mi to niepotrzebne. Odbierałem materiał do rozprowadzenia od Romana Bożko w kościele „Na Górce”. Dopiero w 1988 roku na spotkaniu u pani Stanisławy Krauz poznałem: Kaczkowskiego, Ninę Wolnikowskią, i Mariana Nowaka – skład redakcyjny. Dowiedziałem się dopiero wtedy, kto dostarczał nam papier w dużych ilościach – Jurek Zagało z Ustronia, były pracownik KWK „Moszczenica”. Maluchem przywoził papier, zakupiony w Olkuszu.

Miał dobry układ w księgarniach, bo jego żona była księgową w nadleśnictwie. Często wykorzystywał znajomości, dzięki czemu dostarczył nam papier, którego nawet został zapas już po zakończeniu działalności redakcyjnej „Ości”. Na pewno też kolportował prasę. U niego odbywały się spotkania, organizował zjazdy, zabezpieczał strukturę redakcyjną w postaci zapasów żywności lub materiałów drukarskich. Był to człowiek bardzo operatywny. „Ość” drukował, z tego co pamiętam, pan Kaczkowski. Wszyscy, którzy wydawali tam swoje artykuły tworzyli pod pseudonimami.

Towarzystwo Trzeźwości, które działało „Na Górce”, przekształcone potem w PTTK „Pielgrzym” (jeszcze później PTTK „Wędrowiec”) stworzono tylko po to, żeby jak najwięcej ludzi korzystało z salek katechetycznych, a część z ludzi zajmowała się też kolportażem. Jednak w tamtym okresie nie interesowało mnie kto, nie chciałem znać nazwisk. Nie chciałem też, żeby mnie kojarzono. Żeby choć trochę spać spokojnie trzeba było zachowywać anonimowość. Ludzie współpracowali ze sobą nawet przez wiele lat, nie znając się. Przekazywali prasę, nie znając adresów, nazwisk i źródeł.

„Ość” rozpoznawałem po technice druku: najpierw tworzono ją na powielaczu, potem przez sitodruk. Adolf „Stasiu” Kaczkowski drukował to u siebie. U niego w domu trzeba było wymienić wannę, ponieważ płukał w niej sprzęt i wanna uległa rozpadowi (śmiech). Pamiętam, że u Kaczkowskiego w domu, na Katowickiej drukowało się masę materiałów. Ela Słoń z kolei była związana z „Ością”, ponieważ przepisywała teksty na maszynie, przygotowywała matryce i redagowała pewne rzeczy. Stasia Krauz była w tym zespole, ale nie wiem, co robiła. Nie mogę też powiedzieć, czy ten zespół był od początku w tym samym składzie. Pomysłodawcą założenia redakcji był Roman Bożko, który opracował całą sieć druku i kolportażu z bliskimi sobie ludźmi. Ja w tym nie bralem udziału. „Ość” z różnych powodów wychodziła nieregularnie: a to zabrakło papieru, a to farba się skończyła, albo jeszcze coś innego.

Była „Ość” dla dzieci, którą robił ten sam zespół. Zawierała np. kolędy patriotyczne lub życzenia świąteczne. Poza tym ta sama redakcja „Ości”, w końcowych latach działania, wydawała jeszcze dodatki, jak kalendarze, zaproszenia na Barbórkę i inne. Nie wiem dokładnie w jaki sposób finansowano druk, ale domyślam się, że w dużej mierze z własnych środków redaktorów, wiele osób pewnie wniosło jakieś kwoty w ramach dofinansowania lub niektóre egzemplarze były wydawane za drobną opłatą. Były dofinansowania wewnętrzne, ale nie wiem nic o dofinansowaniu zewnętrznym, np. z regionu.

Stworzyłem sobie z czasem taką małą grupkę, która ściśle ze mną współpracowała przy roznoszeniu prasy. Głównemu „wielbłądowi” podawałem adres i hasło i szedł do Niny Wolnikowskiej – tam odbierał materiały, a następnie masę makulatury musiał przenieść na plecach. Część prasy zapewne przekazywał Kaczkowski, część „Ości” przynosił Krzysztof Trzaska do swojego mieszkania lub kolegów. Potem znów materiały wędrowały przez kolejne i kolejne ręce, by w końcu trafiać do instytucji i mieszkań, gdzie zawsze czekał „ostatni rozprowadzający”. Oczywiście były przypadki, że niektórzy się wykruszali, rezygnowali. Nie wszyscy mieli odwagę.

Trzaska wpadł w pracy, złapano go za kolportaż: był przetrzymywany i przesłuchiwany. Zaniósł do pracy dwie gazetki – do firmy na KWK „Krupiński”. Nie wiadomo, kto go wsypał, ponieważ przekazał prasę ponoć zaufanym ludziom, ale po godzinie już go aresztowano. Na dobrą sprawę nie wiadomo było, kto go wsypał. Dostał wyrok, ale nie wiem, jak wysoki. To było już w 1986 roku, więc chyba miał złagodzone sankcje, w początkowym okresie odwilży. Nie wiem, czy wsypał innych, ale nie zauważyłem jakiś wpadek kolegów po jego aresztowaniu. W razie wsypy, które się zdarzały, punktem kontaktowym był ksiądz Białas, który informował resztę, żeby zacierać ślady. Wszystkich współpracujących ostrzegano, by uważali, zmieniano też skrzynki kontaktowe i hasła. Likwidowano wszelkie możliwości namiaru na innych kolporterów.

Wpadł też Martynowski Andrzej (1985 rok), z którym na początku współpracowałem przy drukowaniu ulotek. Chłopak wpadł w Żorach, gdzie miał swoją grupę dywersyjną, z którą robili akcje np. malowania murów. Złapano go właśnie na tym, podczas akcji. Był przetrzymywany w Katowicach, gdzie go torturowano. Oblewano go zimną wodą i po powrocie miał całe sine plecy. Zdemolowano pod jego nieobecność mieszkanie. Łączyło mnie z nim coś więcej, niż tylko wspólna praca w podziemiu: mój ojciec nagrywał na magnetofon audycje z radia Wolna Europa, a Martynowski chciał ode mnie te taśmy przegrać i podczas rewizji w jego domu te taśmy znaleziono. Podczas przesłuchania powiedział, od kogo ma nagrania. Ale po powrocie posłał żonę kolegi, żeby mnie ostrzegła. Wiem, że był niesamowicie katowany podczas przesłuchań. Po zmianie haseł, ludzi i miejsc kontaktowych machina ruszyła dalej.

Miałem dość dobry kontakt z Romanem Bożko, razem uczestniczyliśmy we wspólnych wyjazdach. Wiem, że znał ludzi z KOR-u i opozycji warszawskiej. Roman zabezpieczał im, w razie delegacji do Jastrzębia, nocleg, wyżywienie i kawę. Jego powiązania były bardzo szerokie, kontaktował się z ośrodkami w całej Polsce. W Jastrzębiu Zdroju najsilniejszym ośrodkiem opozycyjnym był kościół „Na Górce” i ludzie, którzy tam aktywnie działali.

„Ość” kolportowana była poza Jastrzębie. Ja osobiście wiozłem ją na Podbeskidzie, w razie jakiś wypadów. Nie tylko docierała do mieszkań, szpitali, zakładów pracy i kopalń, ale też do miast sąsiednich, jak też większych aglomeracji. Później przechodziło to już z rąk do rąk i tylko w winiecie pisało, że to prasa jastrzębska. Kolportażem w mieście zajmowała się ogromna grupa ludzi, sam w swojej grupie miałem około 30 osób. Wiadomo, że czasem ktoś rezygnował, ale zawsze około tyle osób było aktywnych. Byli zawsze stali odbiorcy w podziemnych komisjach na kopalniach. Częstym gościem u Romana był Adam Kowalczyk.

Głównymi postaciami w „Ości” byli Bożko i ksiądz Białas. Technicznie zajmował się wszystkim Romek, ale do kurierki było wyznaczonych więcej osób. Przecież ta prasa dzieliła się potem na gęste sieci kolporterów, to było bezpieczne. Pamiętam, że Marian Bogacz, mój dobry kolega pomógł mi kiedyś z przechowaniem powielacza, a w trakcie rozmowy wyszło, że też kolportuje „Ość”, z czasem miał już swoją grupę. Prawdopodobnie Ela Słoń przynosiła mu materiały. Zabawne, że znaliśmy się teoretycznie tak dobrze, a o działalności podziemnej nigdy się nie wydaliśmy przed sobą. Czasem okazywało się, że nawet dobrzy znajomi mogą być w sieci kolportażu, a nikt wokół o tym nie wiedział! Jeden człowiek drugiemu nie mówił nic, nawet najbliższym. Takie czasy, które naznaczone były brakiem zaufania do wszystkich wokół.
 

Euzebiusz Bogdanik