Inicjatywa Społeczna

PAMIĘĆ JASTRZĘBSKA

Rajmund Radecki

Wszystko zaczęło się wcześniej

Wszystko zaczęło się po moim wypadku w 1979r. ale już wcześniej w PBSZ-u w Bytomiu gdzie pracowałem powstała spontanicznie grupa ludzi (kolegów) o zdecydowanie antykomunistycznych poglądach. Były rozmowy, czytanie bibuły, wszystkiego co nam wpadło w ręce, a nie było reżymowe. Ja miałem kontakt z Kazikiem Świtoniem. Spiknąłem się z ludźmi z WZZ-u (Świtoniowskiego). Ślązacy to ludzie zahartowani. Byliśmy bardzo zżyci ze sobą. Pamiętam, że od początku silnie włączył się Jasiu Matysek. Na szyb przychodziła bibuła.

Mieliśmy już wtedy duże rozeznanie we wszystkich sprawach. Po raz pierwszy byłem zatrzymany przez SB w 1978r. gdy znaleźli ulotki w łaźni. Powiedziałem im wtedy, że to co mówią i piszą oficjalnie to jest ich wyobrażenie, a ja mam po prostu inne. To były takie luźne związki, a nie zorganizowane grupy ale ludzie byli świadomi i zaangażowani, były żywe dyskusje. Komuniści oczywiście coś podejrzewali i mieli nas na oku (sekretarz partii). Wraz J. Matyskiem nawiązujemy kontakt z Tarnowskimi Górami. W 1980-81r. gdy przebywałem w szpitalu (wypadek) w Tarnowskich Górach (Reptki) przychodzili do nas działacze Solidarności, pisaliśmy im teksty do gazetek bezdebitowych. Wspominam, że był tam taki lekarz na wózku (nie pamiętam nazwiska) i on dużo się angażował w tą redakcyjną robotę. Po pół roku mojego pobytu w szpitalu zjawiła się SB i zaproponowali mi wyjazd w jedną stronę, że niby jest to polecenie od samego gen. Gruby Ja im odpowiedziałem, że sobie poczekam… a na co pan poczeka, a jak pan generał wyjedzie na wschód. To dostałem w pysk. Pacjenci wtedy ostro zareagowali, że chorego tak traktują – to się potem rozniosło. W stanie wojennym wraz z J. Matyskiem zaczynamy kolportaż pism podziemnych później także druk ulotek. W 1985r. wraz z J. Matyskiem, Bazylim Tyszkiewiczem, Henrykiem Wojtalą, Pawłem Grossem i Mieczysławem Busztą zakładamy strukturę pod nazwą Komitet Pomocy Emerytom Rencistom i Niepełnosprawnym. W następnych latach występowaliśmy pod zmienianymi nazwami m.in. Tymczasowa Regionalna Rada Emerytów Rencistów Inwalidów i Niepełnosprawnych NSZZ Solidarność Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Ta zmiana nazewnictwa związana była z powiększaniem się terytorialnego zasięgu działania, ale przede wszystkim utrudnieniem „pracy” SB. Zmieniał się też skład osobowy w 1985r. z działalności wycofał się Buszta a dołączyła Renata Szumowska z Tarnowskich Gór oraz Józef Bujoczek z Piekar Śląskich. Organizuję z J. Matyskiem i B. Tyszkiewiczem w garażu Matyska drukarnię. Załatwiamy powielacz, wcześniej drukowaliśmy na sicie . Współpracują z nami bracia Polmańscy z kopalni Andaluzja. Nasz Biuletyn Informacyjny rozprowadzaliśmy na terenie ROW-u. Byli również i tacy działacze którzy bali się brać od nas bibułę. W Rudzie Śląskiej dostaliśmy kontakt na faceta który miał smażalnie ryb – okazało się, że to był szpicel (Maksymowicz) on mieszka w tej chwili na wyspie Wolin. Po tym spotkaniu była wpadka. SB-cja wiedziała wszystko. Rozpoczęły się rewizje, zabrali ulotki, gazetki podziemne (ale sprzętu nie dostali). Mnie zatrzymują na 48godz. w komendzie MO w Wodzisławiu. Przesłuchanie moje wyglądało tak, że w ogóle z nimi nie rozmawiałem-natomiast w domu u mnie to rozmawiałem ale w taki kabaretowy sposób. Wyciągałem im książki (wielkich majsterkowiczów od iluzji) „panów” Lenina, Stalina, Marksa i czytałem im te głupoty (byli zszokowani). Jednemu z nich wypadł pistolet bo jak żona przechodziła to zahaczyła o marynarkę – jak się zerwał ! – ja mówię – spokojnie tu nikt pistoletu panu nie zabierze, to są wasze atrybuty i argumenty. My po każdych takich zatrzymaniach i tak robiliśmy dalej swoje. A jak mieliśmy ten powielacz to jechaliśmy na ostro. Drukowaliśmy wszystko co się dało. W pewnym momencie wyczuliśmy, że cos śmierdzi, że krążą wokół nas, jakoś zbyt intensywnie. Kiedyś szedł z mną tajniak (zauważyłem krótkofalówkę) – obróciłem i mówię… słuchaj pacanie jak już idziesz za mną to weź mi pomóż nieść zakupy, przecież widzisz że jestem inwalidą. To nie, że nie miałem strachu, miałem wtedy tupet. Po prostu nie bałem się . W 1987 miałem pierwszą sprawę w Wodzisławiu za wywrotowa działalność. Dostałem 3 mies. w zawiasach ze względu na moje inwalidztwo. Po tej sprawie postanowiliśmy zmienić lokalizację drukarni. Przenieśliśmy się do Rydułtów – do znajomego (już nie żyje). Tam zakonspirowaliśmy sprzęt na ok. 3 mies. Pewnego dnia Jasiu wpadł do mnie i stwierdził że trzeba powielacz stamtąd zabrać bo coś nie gra. Zapakowaliśmy go do malucha i wywieźliśmy do Wodzisławia. Rzeczywiście dwa samochody jechały za nami. Udało się ich zmylić gdyż pojechali na pewniaka prosto do garażu Jasia. A my przejechaliśmy skrzyżowanie i udaliśmy się prosto do kumpla na ul. Ogrodową. Jak wróciliśmy to zaraz nas zamknęli. Jeden z nich krzyczał ja wam pokażę – my na to – to pokaż i takie przegadywanki. Ale powielacza nie dostali. Trzeba było go naprawić. Kumpel był tzw. złotą rączką i udało mu się doprowadzić go do stanu używalności. W ramach KPEiN pisaliśmy różne petycje i listy do rządu i sejmu (m.in. w obronie Zubika oskarżonego o wysadzenie pomnika w Wodzisławiu). Przed strajkami w sierpniu 1988r. były spotkania w Gliwicach (grupy Solidarności z zakładów pracy)…m.in. zastanawialiśmy się także nad wariantem co robić jak zwolnią ludzi za strajki. Byłem na zjeździe w Łącznej wraz z Matyskiem i Tyszkiewiczem chyba i Wojtala był. Cała nasza grupa prawie tam była. O tym, że rozpoczęły się strajki w Jastrzębiu dowiedziałem się przez telefon od Pawła Czartoryskiego (skąd miał do mnie telefon to nie wiem). Pytał czy mam coś do druku? Załadowaliśmy powielacz do auta i wraz z J. Matyskiem w przewieźliśmy go do kościoła „na górce”. Trzeba pamiętać, że wtedy ryzykowało się wszystkim, gdyby nas złapali można było stracić i samochód i mieszkanie. Przed kościołem, Matysek powiedział mi żebym wysiadł (teren był szczelnie obstawiony) a on na gaz i przedarł się. Pędził tak, że gdyby ktoś stanął mu na drodze to by go przejechał. Doszedłem do kościoła i tam go wyładowaliśmy. Na tym powielaczu „tłuczono” prasę strajkową . Ja „wędrowałem” po kopalniach, roznosiłem ulotki, przemawiałem; dodawałem ducha. Byłem na wszystkich strajkujących kopalniach. Na Krupińskim wyszedłem razem ze wszystkimi po załamaniu się strajku (tam na płocie złamałem laskę). To była taka sprawa chwili i przeświadczenie, że robi się coś ważnego. Wtedy miałem przecież już 50 lat i byłem na rencie ale czułem, że walczę i nie mogę być obojętny. Po strajkach zostałem zatrzymany. Przewieźli mnie do Katowic na Lompy (Pentagon). Oprócz innych represji odebrali mi rentę. I cóż miałem robić? Przyjąłem się do pracy w wodzisławskim szpitalu. Pracowałem w charakterze mechanika i konserwatora. Tam zacząłem organizować Solidarność. Byłem jednym z założycieli Związku w tym szpitalu. W tym czasie po raz nie wiadomo, który zostaję zatrzymany w KM MO w Wodzisławiu. SB-cy powiedzieli mi, że nie mam po co wracać do pracy. Pisałem do ZUS-u o przywrócenie renty. Stawiłem się na komisję. Wydawało mi się niecodzienne to, że byłem sam. Zawsze przecież było dużo ludzi. Badali mnie nadzwyczaj dokładnie (przyjechali jacyś z Katowic). W końcu powiedzieli mi, że mam przywróconą rentę i abym więcej w szpitalu się nie pokazywał i zaprzestał działalności solidarnościowej. Przez mój dom przewinęło się wielu znanych opozycjonistów m.in. Andrzej Rozpłochowski, Ania Walentynowicz, Paweł Czartoryski. Zawsze mogłem liczyć na swoją żonę, która mocno angażowała się i wspierała moją działalność opozycyjną. A podczas jastrzębskich strajków w 1988r. przebywała w kościele „na górce” wspomagając strajki. Dzisiaj boli mnie to, że nasi prześladowcy tak gładko i bez przeszkód (gruba kreska) uwłaszczyli się i wzbogacili naszym kosztem. Wdziałem ich jako właścicieli tych samych samochodów wówczas służbowych, którymi wozili mnie i moich kolegów na przesłuchania.


Opracował: Andrzej Kamiński
 

Rajmund Radecki